PRLCzerwiec 1956 – pierwszy krzyk wolności. Historia poznańskiego buntu, który obudził Polskę

Czerwiec 1956 – pierwszy krzyk wolności. Historia poznańskiego buntu, który obudził Polskę

28 czerwca 1956 roku w Poznaniu wybuchł bunt, który przeszedł do historii jako pierwszy masowy protest przeciwko władzy komunistycznej w powojennej Polsce. Choć zakończył się brutalną pacyfikacją i śmiercią dziesiątek osób, to właśnie tamte wydarzenia uznaje się za symboliczne otwarcie drogi do przemian demokratycznych, jakie ostatecznie nastąpiły ponad trzy dekady później. Poznański Czerwiec był ciosem zadanym systemowi, który zderzył się po raz pierwszy z otwartym sprzeciwem ludzi pracy – tych, których miał rzekomo reprezentować.

rocznica wydarzeń Czerwcowych
rocznica wydarzeń Czerwcowych
Źródło zdjęć: © wikipedia

Korzenie buntu sięgały znacznie głębiej niż tylko niezadowolenia z płac. Choć bezpośrednim impulsem był system wynagradzania w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Stalina – jednym z największych przedsiębiorstw w kraju – to pod powierzchnią narastało poczucie niesprawiedliwości, wyzysku i utraty godności. Pracownicy mieli dość zawyżanych norm, głodowych pensji i niedoborów. Ich frustracja była potęgowana przez absurdalne zarządzenia centrali, cenzurę i wszechobecny lęk przed służbami bezpieczeństwa. Mimo że Polska w 1956 roku znajdowała się już po śmierci Stalina, odwilż gomułkowska jeszcze się nie zaczęła.

28 czerwca, we wczesnych godzinach porannych, robotnicy Zakładów im. Stalina rozpoczęli strajk. Była godzina 6:30, gdy zebrali się na terenie zakładu i wspólnie zdecydowali, że ruszą w kierunku centrum miasta. Początkowo kolumna liczyła kilkaset osób, ale z każdą minutą dołączali kolejni – z innych zakładów, z dzielnic mieszkaniowych, ze szkół. Protestujący nieśli transparenty z hasłami: "Żądamy chleba", "Precz z wyzyskiem", "Chcemy wolności". Ich marsz miał wyraźnie społeczno-gospodarczy charakter – nie był inspirowany politycznie. Nikt nie nawoływał do obalenia ustroju. Chodziło o życie codzienne: o sprawiedliwość, o to, by móc utrzymać rodzinę za własną pensję.

Władze nie były przygotowane na takie wystąpienie. Gdy tłum dotarł pod gmach Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego, napięcie gwałtownie wzrosło. Padły pierwsze strzały. Tłum wtargnął do środka, zdobył broń i zaczął uwalniać przetrzymywanych. W kolejnych godzinach walki objęły całe centrum miasta. W stronę protestujących otwarto ogień z broni maszynowej. Na ulice wjechały czołgi. Pacyfikację prowadzono z użyciem 10 tysięcy żołnierzy i 400 jednostek ciężkiego sprzętu. Ginęli przypadkowi przechodnie, młodzież, dzieci.

Wśród zabitych był 13-letni Romek Strzałkowski – do dziś uznawany za najmłodszą ofiarę poznańskiego buntu. Został zastrzelony strzałem w głowę w okolicach ul. Kochanowskiego. Jego zdjęcie stało się później symbolem ofiar Czerwca.

Władze PRL nazwały protest "prowokacją imperialistów" i "kontrrewolucją". Równocześnie rozpoczęły kampanię dezinformacyjną, w której starano się zrzucić winę za rozlew krwi na nieokreślone "siły zewnętrzne". W rzeczywistości Czerwiec był czystym, spontanicznym zrywem robotniczym – bez liderów, bez organizatorów, bez politycznego zaplecza.

Według danych Instytutu Pamięci Narodowej, w wyniku wydarzeń zginęło 58 osób, ponad 600 zostało rannych, a kilkuset uczestników aresztowano i postawiono przed sądem. Procesy pokazowe miały odstraszyć społeczeństwo od kolejnych wystąpień. Mimo to, iskra została zapalona.

Poznański bunt był przełomowy na kilku płaszczyznach. Po pierwsze – był pierwszym tak dużym wystąpieniem społecznym w bloku wschodnim po śmierci Stalina. Po drugie – zwrócił uwagę Zachodu na realną sytuację w Polsce. Zdjęcia z protestów, wykonane m.in. przez dziennikarzy Associated Press, obiegły światowe media. Po trzecie – pokazał, że system nie jest niezniszczalny, że społeczeństwo polskie nie da się na zawsze zastraszyć.

Ważnym, często niedocenianym elementem Czerwca 1956 był udział kobiet. Jednym z najsłynniejszych obrazów tamtych dni jest fotografia trzech tramwajarek niosących biało-czerwony sztandar – Marii Kapturskiej, Heleny Przybyłek i Stanisławy Sobańskiej. Przybyłek miała wówczas 20 lat. Pracowała jako motornicza zaledwie od kilku miesięcy. W trakcie protestu została postrzelona w nogi, a sztandar, który niosła, został przesiąknięty krwią. Ich historia to symbol nie tylko odwagi, ale też ogromnej roli kobiet w społecznym oporze wobec reżimu.

Choć wydarzenia Czerwca ’56 przez dekady były marginalizowane w oficjalnej narracji PRL, to w pamięci poznaniaków przetrwały jako dramatyczne doświadczenie i zarazem dowód siły wspólnoty. Dopiero w 1981 roku, w czasie karnawału "Solidarności", władze zgodziły się na postawienie Pomnika Poznańskiego Czerwca 1956 – dwóch potężnych krzyży na placu Mickiewicza. Po transformacji ustrojowej pamięć o Czerwcu znalazła wreszcie należne jej miejsce w historii Polski.

Dziś, w rocznicę zrywu, odbywają się uroczystości przy dawnych zakładach Cegielskiego, pod Pomnikiem Ofiar Czerwca, a także na skwerze Trzech Tramwajarek. To miejsca-symboliczne, które przypominają, że historia nie dzieje się wyłącznie w sejmowych salach czy na międzynarodowych konferencjach. Czasem zaczyna się wcześnie rano, w bramie fabryki, gdy ludzie mówią "dość" – i ruszają razem po godność.

Czerwiec 1956 roku w Poznaniu nie był zwycięstwem w klasycznym tego słowa znaczeniu. Ale był początkiem. A początki mają swoją siłę. To one budzą narody.

Wybrane dla Ciebie